27 września tego roku członkowie Ligii Morskiej wybrali się na imprezę integracyjną do Puszczy Bukowej. Komunikacja Miejska stanęła na wysokości zadania i bezpiecznie dowiozła nas do celu wyprawy. Pod wodzą pełnej elan vital (tzn pełnej twórczej siły, która jest motorem świata) pani Magdaleny Streich przedzieraliśmy dzielnie szlaki szczecińskiej puszczy, dotarliśmy do punktu
Najlepsza odpowiedź Quintuss odpowiedział(a) o 19:28: seksmisja ? Odpowiedzi ScatterShot odpowiedział(a) o 19:27 Niieee.. xD tylko tak mowia :P Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Polecamy Zdrady Czy przyznawać się do zdrady?
Francuska Unia Rodzin Laickich -UFAL wydała specjalne dossier poświęcone feminizmowi. Poprawnościowy bełkot wyznacza feministkom nowe zadania, w tym m.in. walkę o laicyzację. Na początek próbka „postępowej” filozofii: „Tak jak nie ma antyrasizmu poza uniwersalnością i biologiczną wyjątkowością rasy ludzkiej, tak nie ma feminizmu, który byłby tylko uniwersalistycznym
Zawodnicy nie chcą podpisywać kontraktów w PGE Ekstralidze na kolejny sezon. Powodem są nowe zapisy w regulaminie.„Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi” - głosił slogan propagandowy wykorzystany w komedii „Seksmisja” w reżyserii Juliusza Machulskiego. W słuszność tego stwierdzenia powątpiewać mogą obecnie zawodnicy jeżdżący na co dzień w PGE Ekstralidze. Trudno wyobrazić sobie rozgrywki promowane pod hasłem „najlepsza żużlowa liga świata” bez jej najbardziej znanych przedstawicieli, tj. Bartosz Zmarzlik, Jason Doyle czy Tai Woffinden. W sobotę w Bydgoszczy zawodnicy spotkali się z Krzysztofem Cegielskim, szefem Stowarzyszenia Żużlowców „Metanol”. Ustalono, że na razie podpisów pod nowymi umowami nie będą składać. Mimo że okres transferowy ruszył 1 listopada, kluby informują jedynie, że „doszły do porozumienia” z poszczególnymi żużlowcami. Pierwszym „łamistrajkiem” okazał się Rune Holta, który podpisał już kontrakt z Get Wellem Toruń. Pytanie, czy jego drogą pójdą inni. Tymczasem w poniedziałek zebrali się akcjonariusze Ekstraligi Żużlowej. Rozmawiano o postulatach zawodników. - Ale to było jedynie przy okazji naszego spotkania, które dotyczyło czegoś innego - zaznacza prezes Wojciech rozchodzi się - jakżeby inaczej - o pieniądze. Nowy regulamin PGE Ekstraligi ściśle określa kwestię indywidualnych kontraktów sponsorskich. Zawodnicy zaczęli udostępniać w mediach społecznościowych manifest, w którym dość jasna podważa się logikę nowych zasad, żużlowca porównując do piłkarza. Oto kilka z jego zapisów: „Po wyskoczeniu ze stroju klubowego/reprezentacyjnego każdą umowę sponsorską [żużlowiec] musi skonsultować z ligą i uzyskać odpowiednią zgodę”; „W przypadku użycia swojego imienia, nazwiska, logotypu czy pseudonimu na kubku, smyczy czy innym gadżecie dla kibica zapłaci 500 tysięcy złotych kary”; „Jeśli podczas treningu wywróci się i ulegnie kontuzji, liga będzie kazała mu zapłacić 50 tysięcy złotych kary. Jeśli spadnie ze schodów - to samo”. W myśl ostatniego z przytoczonych wyżej punktów w poprzednim sezonie wspomnianą kwotę musiałby zapłacić Tomasz Gollob, który w kwietniu miał wypadek na torze motocrossowym w Chełmnie. Na kevlarze zawodników można umieścić logo sponsora w 45 miejscach. Każda umowa musi być zatwierdzona przez PGĘ Ekstraligę. Jeśli żużlowiec zlekceważy ten zakaz, 1/3 przychodu trafi w ręce klubu, tyle samo otrzyma liga. Umowy długookresowe, sięgające dalej niż do 2018 roku, automatycznie zostały skrócone. Głos w tej sprawie zabrał Wojciech Stępniewski, który zaprzecza jakoby władzom ligi zależało na zarobku kosztem żużlowców. - „Przez ostatnie 11 lat Ekstraliga nie wzięła od zawodnika ani 1 zł, chyba że w sprawach dyscyplinarnych. Reklamy z kolei są własnością klubu, bo to klub organizuje mecz. Sprawa ich ilości to konsensus zawarty przez 8 klubów, wspólników EŻ” - napisał na Twitterze szef Ekstraligi Żużlowej. Prezesi najlepszych klubów w Polsce mają świadomość, że ewentualne zawieszenie rozgrywek fatalnie wpłynęłoby na kondycję ligi i jej wartość marketingową. A przecież Speedway Ekstraliga właśnie walczy o nową umowę ze sponsorem strategicznym i miliony zł w kolejnych sezonach.
94 lata temu, 7 czerwca 1927 roku, przyszedł na świat w Tomaszowie Mazowieckim Tadeusz Chmielewski, jeden z najbardziej znanych polskich reżyserów filmowych i scenarzystów.
Wojciech Żaliński | godz. 09:24Niezapomniany cytat z „Seksmisji” znów ma swoje zastosowanie w siatkówce. Po kilku (dla niektórych kilkunastu) tygodniach przygotowań, tysiącach skoków i tonach przerzuconych na siłowni dotarliśmy do mety. A dokładniej, do startu. Nareszcie zakończył się najtrudniejszy okres sezonu – częstotliwość, intensywność, najdłuższe treningi, no i przede wszystkim brak truskawki na torcie (panie Tomaszu Hajto - pozdrawiam) w postaci meczu na koniec tygodnia. Nawet kiedy graliśmy sparingi każdy czuł, że to nie to samo. Wracając do ligi – meczu Indykpol AZS kontra Cerrad Enea Czarni wyczekiwałem od momentu, gdy zdecydowałem zamienić Radom na Olsztyn. Los zechciał (jaki los?! przecież terminarz bierze się z tabeli poprzedniego sezonu...) zestawić nas przeciwko sobie już na otwarcie. Nie da się ukryć, nie będzie to dla mnie zwykły mecz. Pięć lat w Cerrad Czarnych, ślub i dwójka dzieci urodzonych w Radomiu czy adres w dowodzie powodują, że na samą myśl o Radomiu mam mnóstwo pozytywnych skojarzeń. Ale skoro świadomie zdecydowałem się zmienić klub, od niedawna walczę tylko dla Olsztyna a sentyment zostawię poza boiskiem. Przyda się tak zrobić, bo przeciwko Czarnym do tej pory szło mi średnio. Dwa razy w PlusLidze i raz w Pucharze Polski w barwach Trefla Gdańsk przegrywałem z Radomiem 1:3. Czas najwyższy na przełamanie tej niechlubnej serii. Z drugiej strony w meczach Radom - Olsztyn osiem razy schodziłem z boiska jako zwycięzca, cztery razy jako przegrany, do tego trzy razy zostałem nagrodzony statuetką MVP. Nie mam nic przeciwko temu, żeby w sobotę poprawić pierwszą i drugą statystykę. W pierwszym felietonie na wychwalałem Vinčicia, a teraz trzeba pokazać, że wcale nie jest taki dobry. To oczywiście żart, bo zdania o Dejanie nie zmieniam, jest świetnym siatkarzem i jeszcze lepszym człowiekiem. ***********Podobne uczucia jak moje, w pierwszej kolejce będą przeżywać pewnie również niektórzy trenerzy. Panowie Andrzej Kowal (no tu znaczy w drugiej, bo mecz z Resovią już w środę), Piotr Gruszka i Michał Winiarski na pewno z ogromnym sentymentem patrzą na swoich najbliższych rywali. ***********Nie sposób nie wspomnieć też o pewnym projekcie. Projekcie Warszawa. Gratuluję każdemu, kto przyczynił się do sukcesu przy reanimacji klubu. Ptaszki ćwierkają, że niemały wkład w powodzenie tej operacji należy przypisać Anżejowi. Wronka – chapeau bas, powalczyłeś jak prawdziwy kapitan.***********PS. Trafiły do mnie komentarze typu „oho, ten zamiast trenować to pisze felietony”. Gwarantuję Wam, że zarówno ten, jak i poprzednie felietony nie powstały w trakcie siłowni albo treningu w hali. Wprawdzie Robbie Andringa śmieje się, że jestem „Radio Zalinski”, ale jeszcze nie opanowałem umiejętności pisania w trakcie wykonywania ćwiczeń. Właśnie siedzę na kanapie, odpoczywam i stukam w lat 31. Obecnie gracz Indykpolu AZS Olsztyn, wcześniej w PlusLidze bronił barw Cerrad Enei Czarnych Radom, Trefla Gdańsk, AZS Politechniki Warszawskiej i Jadaru Radom. Brał udział w dwóch letnich Uniwersjadach, w 2013 roku wywalczył wraz z drużyną w Kazaniu srebrny medal. Wśród młodszych kibiców, ale nie tylko, zasłynął dzięki poczuciu humoru, które prezentuje na swoim profilu na Twitterze, celnie komentując siatkarkie życie, ale i nie tylko. Tutaj ma szansę na komentowanie w większej liczbie znaków. Do listy
Ale zbudowana ta rozgrywająca! Replay, replay NO, NO nie dały z tego replaya! ***** Liga broni, liga radzi, liga nigdy cię nie zdradzi. ***** Skontaktowanie się z osobnikiem waszej płci jest awykonalne. ***** Nie ma mężczyzn? A dlaczego tu nie ma okien? A dlaczego tu nie ma klamek?
„Liga rządzi, liga radzi. Liga nigdy Cię nie zdradzi!” Już w najbliższą sobotę 7 marca ruszają zmagania III ligi z udziałem Świtowców. Zaczynamy meczem derbowym z Chemikiem Police w Skolwinie. Zapraszamy wszystkich Kibiców! ⚽️ ŚWIT SZCZECIN – CHEMIK POLICE 📆 sobota, 7 marca 🕒 godzina 🏟 obiekt MOSRiR przy Stołczyńskiej 100
Niestety polska liga "radzi" sobie że w negocjacjach nigdy nie powinno się przyjmować pierwszej oferty. *Essa. Samiec twój wróg. Liga rządzi, liga radzi
Najlepsze cytaty filmowe są jak chwytliwe refreny - nigdy się nie nudzą. Sprawiają, że pamiętamy o filmie, zapewniając mu w ten sposób drugie, trzecie, a nawet czwarte życie. Bo przecież z filmami jest jak z piosenkami - najbardziej lubimy te, które już znamy. Gdy Amerykański Instytut Filmowy stworzył w 2005 roku listę stu najsłynniejszych ekranowych cytatów wszech czasów, na pierwszym miejscu znalazła się kwestia, która dla dzisiejszych nastolatków czy nawet ich rodziców może brzmieć zaskakująco. "Frankly, my dear, I don't give a damn" ["Szczerze, moja droga, mam to gdzieś"], to słowa, które w "Przeminęło z wiatrem" rzucił w stronę do Scarlett O'Hary (Vivien Leigh) Rhett Butler (Clark Gable). - I co w tym kultowego? - zapyta ktoś. - A gdzie Tarantino, gdzie Allen? Gdzie "Gwiezdne wojny", "James Bond", "Ojciec chrzestny"? "Mam to gdzieś!" A jednak kończąca słynny film kwestia pojawiła się na pierwszym miejscu nieprzypadkowo - to właśnie ona odpowiedzialna była za przełamanie ogromnego tabu w amerykańskim kinie. Wtedy, w 1939 roku, jakiekolwiek przekleństwo było w kinie nie do pomyślenia - a "damn" uchodziło za wulgaryzm, nieco łagodniejszą wersję słowa "shit" ["gówno"]. Reżyser zdecydował się go użyć, gdyż uznał, że książkowe "I don't care" nie odda prawdziwego charakteru sceny... I w ten sposób miliony widzów usłyszało po angielsku: "Szczerze, moja droga, mam to gdzieś", choć ostatni człon wypowiedzi można było tłumaczyć jako "gówno mnie to obchodzi". Nic dziwnego, że tysiąc pięciuset przedstawicieli branży medialnej postawiło właśnie na tę rewolucyjną ekranową wypowiedz. Ciemność i popierdółki W światowych rankingach brakuje oczywiście kwestii z polskich filmów i seriali, a te kochamy chyba najbardziej, zwłaszcza z czasów PRL. Bez względu na to, czy wspominamy "Samych swoich" ("Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie"), "Seksmisję" ("Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę", "Kobieta mnie bije…", "Sfiksowałyście, boście dawno chłopa nie miały!", "Liga rządzi, Liga radzi, Liga nigdy was nie zdradzi"), "Misia" ("Parówkowym skrytożercom mówimy nie!") czy "Czterdziestolatka" ("Ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję"). Do języka potocznego przeszło także wiele zdań z nowszych rodzimych produkcji, by wymienić "Dzień świra" ("Dżizus... k***a... ja pie**lę"), "Chłopaki nie płaczą" ("Jest tu jakiś »cfaniak«?) czy "Killera" ("Sam jesteś popierdółka"). To tylko pierwsze z brzegu przykłady, choć w przypadku polskich filmów, na przykład "Rejsu", należałoby cytować raczej całe monologi. Podobnie jest z bohaterami Quentina Tarantino, zwłaszcza "Pulp Fiction". Takie perełki jak "Wszystko - Nie. Ku****ko daleko od czy "Zed zszedł, kochanie. Zed zszedł..." sporo bez odpowiedniego kontekstu tracą. Chyba że… "Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza!" ("I'm gonna get medieval on yo' ass!"). Kwestie nie do odrzucenia Nie wszystkie świetne cytaty stają się kultowe - by do tego doszło, przynajmniej kilka pochodzących z nich dialogów musi przeniknąć do naszej rzeczywistości. Inna sprawa, że ich autorzy pewnie nie zawsze zdają sobie sprawę, iż właśnie stworzyli arcydzieło. Czy autor scenariusza "Casablanki" wiedział, że wypowiedziane przez Ingrid Bergman "Play it, Sam. Play »As Time Goes By«" ("Zagraj to jeszcze raz, Sam. Zagraj »Jak mija czas«") czy Humpreya Bogarta "Louis, I think this is the beginning of a beautiful friendship" ("Louis, myślę, że to początek pięknej przyjaźni") przejdą do absolutnego kanonu? Czy autor "Ojca Chrzestnego", wkładający w usta Marlona Brando słowa "I'm going to make him an offer he can't refuse" ("Zamierzam złożyć mu propozycję nie do odrzucenia"), mógł przypuszczać, że będą powtarzane przez kinomanów cztery dekady później? Cytatem nie dogodzisz Najczęściej powtarzane filmowe kwestie? I znowu problem. Dla jednych będzie to na pewno słynne pozdrowienie "May the force be with you" ("Niech moc będzie z tobą") z "Gwiezdnych wojen", dla innych przedstawienie się - oczywiście "My name is Bond. James Bond" ("Jestem Bond. James Bond"). A co z najsłynniejszą obietnicą, "I'll be back", czyli "Wrócę" z "Terminatora"? - Jak to co, przecież to ona jest najlepsza - powie niejeden zakochany w serii fan. Swoją drogą, zdanie to Arnold Schwarzenegger, w różnych formach, wypowiadał w niemal połowie swoich filmów, w tym w niedawnej drugiej części "Niezniszczalnych" - zazwyczaj wywołując wśród widzów salwy śmiechu, na szczęście zamierzone. Na ekranie, tak jak i w życiu, czasem po prostu przydaje się szczypta autoironii. Skarby, rozstania i powroty Wśród kultowych filmowych kwestii nie brak pytań ("Are you talking to me?", czyli "Mówisz do mnie?" z "Taksówkarza"), wyznań ("My precious" - "Mój skarb" z "Władcy pierścieni"), euforycznych przechwałek ("I'm the king of the world!" - "Jestem królem świata!" z "Titanica"), treści oznajmujących (" phone home", a więc " dzwonić do domu" z " czy niekoniecznie czułych pożegnań - tu prym znowu wiedzie "Terminator", a konkretnie druga część cyklu, w której Schwarzenegger, strzelając do zamrożonego ciekłym azotem T-1000, wypowiada "Hasta la vista, baby" ("Do widzenia, maleńka"), będące cytatem z piosenki Jody Watley "Looking for a New Love". Swoich wyznawców mają też kwestie z horrorów, jak "Here's Johnny" ("Oto Johnny") Jacka Nicholsona z "Lśnienia" i "They're here" ("Są tutaj") nieodżałowanej Heather O'Rourke z "Ducha". Równie przerażające wrażenie robiło "I see dead people" ("Widzę martwych ludzi") Haleya Joela Osmenta z "Szóstego zmysłu". Zawsze syta, zawsze gotowa Zastanawiające, że zdecydowana większość najbardziej znanych filmowych cytatów wypowiadana była na dużym ekranie przez mężczyzn. To prawidłowość wynikająca z faktu, że męscy bohaterowie byli przez lata zazwyczaj o wiele bardziej wyraziści i bezpośredni. Choć nie sposób nie docenić takich perełek jak "All right, Mr. DeMille, I'm ready for my close-up" ("W porządku, panie DeMille, jestem gotowa na zbliżenie") Glorii Swanson z "Bulwaru Zachodzącego Słońca" czy "Love means never having to say you're sorry" ("Miłość znaczy, że nigdy nie musisz mówić »przepraszam«") Ali MacGraw z "Love Story". Co ty wiesz o cytowaniu, czyli… najsłynniejsze teksty z filmów - czytaj na trzeciej stronie Nikt nie zaserwował nam tylu celnych ripost, spostrzeżeń i puent jak bohater większości filmów Woody’ego Allena - sfrustrowany i opanowany różnymi obsesjami przygrabiony żydowski intelektualista. Błyskotliwy neurotyk, tyleż gorzki, co zabawny. Jaki na ekranie, taki w życiu. - Nie mam ambicji osiągnięcia nieśmiertelności poprzez swoje filmy - wyznaje. - Wolałbym ją osiągnąć, nie umierając. Woody rządzi, Woody radzi, Woody nigdy cię nie zdradzi Allena można cytować godzinami, a jego filmowym cytatom poświęcono wiele prac magisterskich i doktorskich. Nic dziwnego - sypie nimi jak śniegiem na Antarktydzie, pouczając nas między innymi, że masturbacji nie powinno się krytykować, gdyż jest to "seks z kimś kogo się kocha"… Kilka innych Allenowskich klasyków: "Moje życie seksualne jest żałosne. Ostatni raz byłem w kobiecie, zwiedzając Statuę Wolności", "Achilles miał tylko piętę Achillesa. Ja mam całe ciało Achillesa", "Dla ciebie jestem ateistą, dla Boga - konstruktywną opozycją", "Biseksualizm? Niewątpliwie podwaja twoje szanse na sobotnią randkę", "Jedyne czego żałuję w życiu, to tego, że nie jestem kimś innym", "Jedzenie tutaj jest okropne. I dają takie małe porcje. To właśnie myślę o życiu"… Numery, których nie było Zdarza się, że do języka codziennego przedostają się filmowe czy serialowe dialogi, których… nigdy na małym czy dużym ekranie nie usłyszeliśmy. A przynajmniej nie w takiej formie. Tym samym Stanisław Mikulski nigdy nie powiedział do Emila Karewicza "Brunner, ty świnio". Tak naprawdę słowa wypowiedziane przez Hansa Klossa w "Stawce większej niż życie" brzmiały "Wyjątkowa z ciebie kanalia, Brunner". Nigdy też nie usłyszeliśmy w niej tekstu "Nie ze mną te numery, Brunner" - zamiast tego agent J23 wypowiedział stanowcze: "Te sztuczki to nie ze mną, Brunner". Nie mów mi k***a nic o cytowaniu… Znamienne jest to, że bardzo często do popkultury przedostają się błędne dialogi z filmów, które każdy z nas widział przynajmniej kilka razy. "Oczko odpadło temu misiu" z "Misia" to przecież w rzeczywistości "Oczko mu się odlepiło. Temu misiu'", a "Co ty k****a wiesz o zabijaniu", rzekomo tekst Franca Mauera z "Psów", pochodzi z "Killera". Bohater Lindy w drugiej części filmu Pasikowskiego powiedział jedynie "Nie mów mi k***a nic o zabijaniu, bo coś o tym wiem". Nieprawdziwy jest też słynny tekst z "Imperium kontratakuje", ze sceny, w której Darth Vader mówi: "Luke, jestem twoim ojcem". W rzeczywistości mroczny lord, słysząc, jak młody Jedi krzyczy: "[Obi-Wan] Powiedział mi, że go zabiłeś!", odpowiada. "Nie, ja jestem twoim ojcem" ("No. I am your father"). Nie lata, lecz mile Stworzenie rankingu najlepszych cytatów filmowych to zadanie właściwie nie do zrealizowania, choć z pozoru nieróżniące się specjalnie od innych tego rodzaju zestawień. O ile ich subiektywność można zminimalizować przez zaproszenie do głosowania odpowiednio dużego gremium, to w tym przypadku liczba "kandydatów" może przyprawić o ból głowy. I rzeczywiście - intrygujących zdań wypowiedziano na małym i dużym ekranie tak wiele, że trudno wskazać te obiektywnie najlepsze. Scenarzyści od lat prześcigają się w wymyślaniu dialogów zwracających na siebie uwagę nie tylko dowcipem i chwytliwością, ale również ironią i szczyptą kontrowersji. To, co mamy potem powtarzać, nie może być przecież grzeczne, miałkie i nijakie. Musi być szczere, przenikliwe i konkretne. Musi być jakieś. A wtedy na pewno się nie zestarzeje. W końcu liczą się "Nie lata, kochanie, lecz przebyte mile" ("It's not the years, honey, it's the mileage"), jak to zauważył Indiana Jones w "Poszukiwaczach zaginionej Arki".
Wiele takich właśnie bon motów z "Seksmisji" odnalazło swoje miejsce w przestrzeni publicznej, że wspomnę kilka z nich: "Ciemność, widzę ciemność", "Kobieta mnie bije!", "Liga rządzi
WOŁOSIK: Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi! – można zakrzyknąć. Wraca nasza ulubiona ekstraklasa i wcale nie żartujemy, prawda? Trudno zareklamować rozgrywki naszych krajowców popularnym niegdyś hasłem „Dobre, bo polskie”, lecz my, wieczni optymiści zawsze widzimy szklankę do połowy pełną. OLKOWICZ: Nim o naszej lidze, to muszę pokajać się za informację sprzed tygodnia. Napisałem, że na zgrupowaniu w Turcji piłkarze Jagiellonii zamieszkali w trzygwiazdkowym hotelu. Kierownik drużyny Arkadiusz Szczęsny słusznie się obruszył, że gdzieś zgubiłem dwa gwiazdki, a białostoczanie mieszkali w pięciogwiazdkowym luksusie. Panu kierownikowi życzę, żebyśmy wszyscy mieli tylko takie problemy, no i by latem miał jak najwięcej dylematów związanych z hotelami, co oznaczałoby, że Jagiellonia znów zagra w Europie. WOŁOSIK: Daleka do tego droga, a mnie denerwuje marudzenie w moim Białymstoku na kalendarz. OLKOWICZ: To znaczy? WOŁOSIK: Że terminarz został złośliwie, a może nawet perfidnie skrojony, przeciwko Jagiellonii. Powód? Wicemistrzowie Polski będą musieli grać w piątkowe wieczory, a bywa, że i w poniedziałek. Co do poniedziałku zgoda – wielu kibiców spotkanie po weekendzie ani ziębi ani grzeje. Ale piątek? Ejże... Przecież dla faceta, a na trybunach to zdecydowana większość, wieczorny mecz na początek weekendu to świetny pretekst, by wyrwać się z domu na piwko, ewentualnie coś mocniejszego, bo przecież wieczory mamy chłodne. Twój ulubiony zespół wygrywa – jest, co uczcić, przegra – cóż z kumplami łatwiej znieść rozczarowanie i raźniej topić smutek, remis – cóż, dobrze, że nie porażka – to też jakaś okazja. Co prawda taka sobie, ale jest. OLKOWICZ: Skoro liga rządzi, to będzie rządzić również w wiosennej „ramówce” Ofensywnych. Kilka tematów już zaplanowaliśmy, a zaczniemy od rozmowy z Michałem Probierzem, który przerwał milczenie i zaprosił nas do Krakowa. „Ale żadne tam pitu-pitu. Przyjeżdżacie, siadamy i rozmawiamy. Ale nie godzinę, a więcej, do wyczerpania tematu” – zaznaczył trener Cracovii. Zależało mu przede wszystkim na wywiadzie o stanie szkolenia w naszym kraju, a że i my lubimy ten temat, to zaraz siedzieliśmy w pociągu do Krakowa. Z trenerem najpierw rozmawialiśmy w jego gabinecie, a później, gdy za oknem zrobiło się już ciemno, przenieśliśmy się na Kazimierz, żeby przy smacznej kolacji kontynuować rozmowę o naszej skopanej. Jak spojrzeliśmy później na dyktafon, zobaczyliśmy trzy godziny nagrania. Efekt spotkania z trenerem, który nie zwykł gryźć się w język, w piątkowym wydaniu Przeglądu Sportowego. Planów jest więcej, już szukamy połączenia z Wrocławiem, Zabrzem czy Gdańskiem, ale zaczniemy od... Niecieczy. Słonie wrócą do ligi meczem z Koroną Kielce, nie trzeba dodawać, dla kogo ten mecz będzie szczególnie ważny. Zwolnienie Macieja Bartoszka było zaskoczeniem nie tylko dla kibiców, ale również dla niego. Teraz ma okazję udowodnić byłym szefom, że się pomylili. WOŁOSIK: Uśmiecham się pod wąsem, którego nie mam, bo w redakcji Kuba Radomski właśnie odtworzył mi wywiadem z piłkarzem Cracovii – Jaroslavem Mihalikiem. Słowak nie ceregielił się i w wywiadzie wygarnął właścicielowi klubu, co o nim myśli, uszczypnął trenera i...nawet nie chciał autoryzacji. Choć to akurat nie dziwi...Z wywiadu wynikało, co z pewnością wybitnie ucieszyło kibiców sąsiedzkiej Wisły, że gra w drużynie „Pasów” to dla Słowaka żadna atrakcja. O Hiszpania, to co innego. Co prawda jesienią kopał się w czoło, więc Hiszpanie raczej nie będą licytować się, kto da więcej za Mihalika, który podkreślił z całą mocą, że od do Cracovii nie chciał. Brakowało tylko zdjęcia na którym właściciel trzyma pistolet przy skroni Słowaka, cedząc cytat propozycji nie odrzucenia z „Ojca chrzestnego”: albo na kartce znajdzie się twój podpis albo mózg... Wspomniałem o braku chęci autoryzacji nawalanki pana Jaroslava w szefów klubu. Z tego, co usłyszałem Słowak podjął się gry, której końcem ma być rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Nie sądzę, by wymierzenie, na szczęście słowne, siarczystego policzka właścicielowi – Januszowi Filipiakowi mogło przybliżyć Mihalika do zrealizowania planu...Cóż, piłkarz chyba sam uznał, choć nie w porę, że obrał kiepską taktykę i zaprzecza, że ostre słowa padły z jego ust. Padły. Słyszałem je we wspomnianych wcześniej okolicznościach. Nieładnie podważać rzetelność uczciwego dziennikarza. OLKOWICZ: Zaczęliśmy od hasła, że liga nigdy nas nie zdradzi. Może trochę na wyrost, bo nie raz nas zdradziła, najczęściej swoim poziomem. Do tego można się jednak przyzwyczaić. I choć często wybrzydzamy, że ekstraklasa to panna niezbyt urodziwa, to jednak coś w sobie ma. Jak kiedyś w „starym” Przeglądzie napisał o wznowieniu rozgrywek Janusz Basałaj: jak grają, tak grają, ale grają! I chyba się pod tym podpiszemy, prawda?
xvRTCK. j2k3awh0hx.pages.dev/202j2k3awh0hx.pages.dev/96j2k3awh0hx.pages.dev/309j2k3awh0hx.pages.dev/392j2k3awh0hx.pages.dev/265j2k3awh0hx.pages.dev/77j2k3awh0hx.pages.dev/359j2k3awh0hx.pages.dev/85j2k3awh0hx.pages.dev/222
liga rządzi liga radzi liga nigdy was nie zdradzi